Ojej, ale przerwa była :) Na usprawiedliwienie mam jedynie to, że już 2 tydzień siedzę w dwójką przeziębionych dzieci w domu. Mam nadzieję, że już w poniedziałek pójdą do przedszkola bo jest im już lepiej, ale niech się wykurują do końca. Ja oczywiście padam i ze zmęczenia i z wyczerpania psychicznego, ale wszystko odchodzi w niepamięć jak te dwa małe majtki przytulają się do mnie i dają buziaki :) Szkoda tylko, że za chwilę łobuzują, ale cóż począć :)
O kim dziś poczytacie?
Pharmaceris T, krem z 5% kwasem migdałowym na noc, I stopień złuszczania
Na stronie producenta dowiemy się tego samego, co na opakowaniu:
Powiem Wam, że oczywiście byłam cała zestrachana przed użyciem tego kremu. To były moje pierwsze kwasy i najbardziej się bałam, że zaraz zejdzie mi z twarzy cała skóra i będę wyglądała gorzej niż potwór z Loch Ness ;) Do tego będzie ból, szczypanie i w ogóle horror :) No, teraz to mi się wydaje śmieszne, ale dla mnie, kompletnego laika w kwasach wyobraźnia podsuwała co gorsze obrazki :)
Przed opisem działania jeszcze Wam napiszę jaką mam cerę. Jako pełnoprawna 30-latka ;) mam oczywiście cerę tłustą, choć chyba z przyzwyczajenia uważałam zawsze, że mam mieszaną to jednak ostatnio (tak, tak - wiem, że szybko ;) ), doszłam do wniosku, że jednak mam cerę tłustą. Lepiej późno niż wcale :) No więc rozszerzone pory to generalnie pikuś. Pryszcze, wypryski, zaskórniki, gule podskórne... To wszystko znajduje się na mojej twarzy, z przewagą brody, policzków i linii żuchwy. Oczywiście są okresy lepsze i gorsze, ale z przewagą tych gorszych ;)
Najważniejsze - działanie. O tak, działał :) Oczywiście na początku wyskoczyło mi wszystkiego więcej niż zazwyczaj, ale zacisnęłam zęby i próbowałam nie patrzeć w lustro. W ogóle patrzenie w lustro z bliskiej odległości powinno być zakazane bo zawsze widać wtedy więcej dziadów niż z daleka! Buzia zrobiła się gładsza, co prawda porów nie zmniejszył, może wyglądają ciut lepiej, ale nadal są. Zmniejszeniem porów jednak się nie przejmuję, bo nie na tym mi zależało. Najbardziej byłam nastawiona na wyeliminowanie wszelkich pryszczy i tym podobnych gadów z mojej twarzy. To chyba logiczne :) I szczerze napiszę - kto jeszcze nie próbował tego kremu to niech nie zwleka :) W dużym stopniu pryszcze zostały ograniczone. Co wyskoczyło to zdecydowanie szybciej się wysuszało i znikało. Ja jestem niestety z tych, co to czasami nie przepuszczą pryszczowi i choćbym nie wiem czym się zajmowała to w końcu i tak wieczorem po dokładnym umyciu buzi go wycisnę... Więc - do czego zmierzam - jak już zdarzyło mi się pryszcza wycisnąć to był on taki, no bardziej skoncentrowany. Ta ropka nie była taka lejąca się, ale był to już stan taki podsuszony. Kumacie o co mi chodzi? Nie wysuszył mi buzi - raz się zdarzyło, że nagle buzia były troszkę wysuszona, ale maseczki nawilżające szybko dały radę. No i to, czego się obawiałam - czyli schodzenie skóry płatami :) nic takiego nie występuje :) Także nie ma się czego obawiać, nie widać żadnego łuszczenia się. W dzień mogłam normalnie nakładać makijaż.
Krem stosowałam co noc przez 2 miesiące - po tym okresie się skończył. Pachnie bardzo delikatnie, ale ładnie. Konsystencja bardzo lekka, taki kremo-żel. Szybko się wchłania.
Choć moje pryszcze nie zostały wyeliminowane w 100% to jednak jestem z tego kremu zadowolona. Jest delikatny, nie podrażnił mi buzi, nie wysuszył a dobrze zadziałał. Jak na pierwsze zetknięcie z kwasami to jest ono udane, jednak uważam, że jednak dla mnie jest za delikatny. Jak mi się skończył, to myślałam, że kupię Pharmaceris 10%, ale cammie doradziła mi spróbować Acne-derm :) Już kilka dni używam i jestem zadowolona, także o nim napiszę w swoim czasie :)
A tymczasem, borem, lasem... Jak to się mówiło ;) Używałyście go? A może macie zamiar? Czy chcecie ale się cykacie? A może macie inny kwas, który bardzo lubicie? Napiszcie koniecznie w komentarzu!