sobota, 31 stycznia 2015

Styczniowe nowości :)

Dziś weekendowo bardzo przyjemny i miły post a mianowicie styczniowe zakupy :) Jak zwykle obiecywałam sobie, że w tym miesiącu to już nic nie kupuję (albo bardzo niewiele) a wyszło jak zawsze :) Nie pokazywałam grudniowych zakupów, a to dlatego że była przeprowadzka, a więc pakowanie gratów w starym domu, rozpakowywanie w nowym i tak rozeszło się po kościach.







Tonik pichtowy już kiedyś miałam i byłam zadowolona. Postanowiłam do niego wrócić. Plan jest taki, że jak ten mi się skończy to wtedy kupię tonik szałwiowy, który również kiedyś już miałam a też się świetnie sprawdzał. W nic innego już nie będę raczej inwestować. Te kosztują ok 10zł a działają rewelacyjnie. Pokrzepol kupiłam pierwszy raz. Gdzieś o nim czytałam, a więc razem z  tonikiem poszło zamówienie ze strony doz.pl



Zakupy w Rossmannie - żel Isana pięknie pachnie a w odżywce Joanna Keratyna pokładam duże nadzieje :)






W Carrefurze dojrzałam bazę pod cienie Ingrid, przetarłam oczy ze zdziwienia i włożyłam do koszyka :) Jeszcze nie próbowałam.






Podkład Revlon dorwałam na stronie www.empik.com za ok 27zł. Biorąc pod uwagę, że odbiór w Empiku jest za darmo to same rozumiecie, żal nie wziąć. Czaiłam się na niego już dawno, ale jako że zapas podkładów mam to ten Revlon odkładałam na później. Trafiła się okazja cenowa, na prawdę warta grzechu więc długo się nie zastanawiałam :)






A tu odżywka MagicLash - aż za 29zł z darmową wysyłką była na stronie www.apis-sklep.com a więc mam nadzieję, że moje rzęsy staną się długie i piękne :) Jeszcze nie zaczęłam używać bo jakoś mi nie po drodze :)






W H&Mie wpadła mi do koszyka paletka NUDES, jeszcze nie próbowana i jestem ciekawa jak się sprawdzi bo kolory wyglądają pięknie!






Wyprzedaż blogowa u Atiny zaowocowała u mnie zakupem żelu Balneokosmetyki, dawno chciałam go kupić ale zawsze coś, a więc mam :)






Zakupy w Drogerii Natura nieplanowane :) Z błyszczyku trochę jestem niezadowolona, ale cóż, przeżyję to. Najbardziej jestem zadowolona z syppkiego cienia - jest piękny! I niespodzianką okazał się korektor L`oreala - świetny efekt daje, żałuję że go wcześniej nie kupiłam :)






Brakuje tu jeszcze jednego szamponu, bohatera całej notki :) Wysłałam męża do sklepu aby kupił mi szampon pokrzywowy lub z czarnej rzepy. Wrócił z szamponem Joanny mięta z czymś tam. Nie byłam zbytnio zachwycona, w ogóle nie wiem jak mu się wzięła ta zamiana, no ale zużywam ten co kupił a w ramach zadośćuczynienia kupiłam sobie inne szampony :)






No i tu jeszcze sama nie wiem czy się cieszyć czy płakać, wzięłam jakoś pod wpływem impulsu. Jeszcze nie zaczęłam używać.


Miałyście coś z moich zakupów? A może czegoś jesteście ciekawe?

czwartek, 29 stycznia 2015

Ziaja, Liście Manuka, pasta do głębokiego oczyszczania twarzy przeciw zaskórnikom

Wiecie co, siedzę już 3 tydzień z moimi dziećmi w domu. Jak kiedyś nie mogłam ich zagonić w jedno miejsce, aby im zrobić zdjęcie, tak teraz ja nie wiem, jakiś radar chyba mają. Niby bawią się w swoim pokoju, ja ukradkiem wyciągam aparat, biorę potrzebny kosmetyk i idę do salonu. Rozstawiam się z gratami a tu nagle tup, tup, tup i już rzucają się do aparatu, żeby też im robić zdjęcia! To jeszcze nic. Zrobię im kilka zdjęć z nadzieją, że zaraz się usuną a tu gdzie! Zrobić zdjęcie bez ich rąk, nóg, kawałka paszczy to naprawdę nie lada wyczyn! 


Ziaja, Liście Manuka, pasta do głębokiego oczyszczania twarzy przeciw zaskórnikom









Ta pasta jest już chyba kosmetykiem kultowym w blogosferze, ale jeszcze muszę dorzucić swoje 3 grosze :) Wiele dziewczyn ma go za swojego ulubieńca. Ulubieńca miesiąca, ulubieńca roku... I wcale się im nie dziwię! Sama już dawno temu zrezygnowałam z peelingów ziarnistych, przerzuciłam się na enzymatyczne choć uwielbiałam wszelkie zdzieraki. Jednak jak trzeba było zrezygnować to zrezygnowałam. No ale - weszła nowa seria. Dzizys, co tu się działo! Chyba większość odczuwała tak silną potrzebę zakupu kosmetyków z nowej serii, że jak tylko weszły do sprzedaży tak rozchodziły się jak ciepłe bułeczki. Pomyślałam - raz się żyje (potem się już tylko straszy), więc kupuję. Wizja kolejnego cudownego kosmetyku i pięknej cery oczywiście mną zawładnęły i oprócz pasty kupiłam jeszcze żel do mycia twarzy, tonik i reduktor ale o nich innym razem.

Pasta faktycznie jest pastą - jest tak gęsta i drobinki są w odpowiedniej, bardzo dużej ilości tak jak lubię. A zapach jest genialny - świeży, lekko mentolowy przez co czuje się świeżość na twarzy. No dobra, ale opowiem Wam moją historię, czy po prostu uwaga, będzie to opowieść z krypty :) Na początku stosowałam tę pastę bardzo często - jakoś w sumie jak nie co dzień, tak co dwa dni bo gdzieś - nie pamiętam teraz gdzie, wyczytałam, że pastę można używać codziennie. Taaaaaa, nie róbcie tego :) Początkowo zachłysnęłam się tym, jak wspaniale wyglądała cera. Jednak po jakimś czasie stało się to, co musiało się stać. Za często stosowałam tę pastę, która na tak częste użycie okazała się po prostu za mocna i moja twarz zrobiła się czerwona, wysypana pryszczami i podrażniona. Oczywiście nie tarłam buzi mocno, używałam tej pasty jako maseczkę - czyli nakładałam, po ok 10-15 minutach wykonywałam mokrymi dłońmi delikatny masaż. Mimo, że delikatny to jednak podziałało to na mnie źle. Oj, jaka ja byłam wkurzona! Jak mi wszystko się zagoiło to wtedy znów powróciłam do pasty. Tym razem, nauczona już doświadczeniem zaczęłam używać pasty na początku raz w tygodniu, później dwa i na tym poprzestałam. Taka częstotliwość jest dla mnie wystarczająca.






Buzia po użyciu jest gładka, mięciutka i promienna, a przy tym zmatowiona. Co prawda ten ostatni efekt nie utrzymuje się długo, ale u mnie następnego dnia jest to jeszcze widoczne. Bardzo podoba mi się to, że po użyciu pory są zmniejszona, no dobra, może lekko spłycone ale wyglądają dużo lepiej :) Ten efekt również nie utrzymuje się długo, ale używając regularnie pasty moje pory wyglądają względnie :) Dodać do tego miły zapach i już jestem zadowolona.

Mam już drugie opakowanie i na pewno będę do niej wracać. Minus jaki zauważyłam już przy pierwszym opakowaniu to to, że drobinki zaschły przy zamknięciu i już nie mogłam zamknąć dobrze klapki. Teraz już pilnuję tego i od razu dobrze zamykam aby nic nie zaschło.

No a jak sprawa ma się z tymi zaskórniakami? U mnie to jak walka z wiatrakami, syzyfowa praca i w ogóle doopa blada. Nie wiem, jak trzeba by było szorować je aby zniknęły, no cóż, chyba bym doszorowała się do kości a one nadal by były ;)

Można ją dostać już teraz w każdej sieciowej drogerii i kosztuje ok 7-8zł.







Tylko nie piszcie że o niej nie słyszałyście bo nie uwierzę :) Macie ją? Czy jeszcze się opieracie przed jej zakupem?


Przypominam również o rozdaniu, DZIŚ SIĘ KOŃCZY! -> KLIK

wtorek, 27 stycznia 2015

Balea, Teint Perfektion, Optischer Sofort-Zauber, czyli po polsku baza pod makijaż optycznie wygładzająca pory

Dzisiaj napiszę Wam o produkcie, o którym przynajmniej ja nie znalazłam żadnej polskiej recenzji. Kupiłam go już dawno, w sumie od razu jak weszła jako nowość do Drogerii DM. Nie mogłam się mu oprzeć i dobrze :)


Balea, Teint Perfektion, Optischer Sofort-Zauber















Po polsku nie znalazłam żadnych informacji, a te przetłumaczone przez google wołają po prostu o pomstę do nieba ale w skrócie napiszę Wam co mówi producent:

W sekundę daje gładką, jedwabistą i matową skórę. Do skóry z niedoskonałościami, zmarszczkami, widocznymi porami a także dla skóry błyszczącej. Pigmenty mineralne odbijają światło i sprawiają że skóra wygląda ładniej w kilka sekund. Preparat wygładza, matuje i ukrywa pory oraz zmarszczki. 












Baza pod makijaż znajduje się w miękkiej wyciskanej tubce o pojemności 30ml. Konsystencja silikowa, ale dosyć sucha, bardziej wpasowuje się dla mnie w silikonowy mus :) Zapachu nie wyczuwam.






Mam cerę tłustą, z widocznymi rozszerzonymi porami i niedoskonałościami. Producenci zawsze zapewniają dużo efektów specjalnych, jakie ich kosmetyki potrafią zdziałać a często gęsto spełza to na niczym i w rzeczywistości często robią więcej szkody niż pożytku. Stosuję ją na dwa sposoby: Nakładam ją na nakremowaną buzię. W tym przypadku, baza spisała się pewnie najlepiej jak mogła. Cudów nie oczekiwałam i wiedziałam, że nagle gładkiej buzi jak w photo shopa nie będę mieć, ALE faktycznie buzia wygląda na gładszą i ładniejszą niż bez użycia tej bazy. Pory nie są całkiem zniwelowane, ale w widoczny sposób zmniejszone. Drugi sposób - nakładam ją na oczyszczoną skórę. Niestety warunkiem takiego używania jest dobre nawilżenie skóry, bo jeśli nie będzie dobrze nawilżnona to będziemy odczuwać ściągnięcie skóry i dyskomfort. Ale jeśli uda Wam się zadbać o nawilżenie, nie będziecie mieć żadnych suchych skórek czy innych przesuszeń to efekt będzie imponujący. Oczywiście nie jest to 100% poprawa ale efekt jest dużo lepszy niż przy pierwszym sposobie. Bezpośrednio po użyciu tej bazy nie zauważyłam wysypu niedoskonałości, ale ja nie używam jej często. Na co dzień nie muszę mieć tak poprawionej cery, wystarczy mi na jakieś większe wyjścia. Jednakże przypuszczam, że jeśli by tak ją stosować codziennie to jednak może zrobić nam kuku. Zaznaczę, że baza jest baaaardzo wydajna.











Na pierwszym powyższym zdjęciu są nałożone dwie kreski bazy. Na drugim zaś ta druga kreska jest roztarta i można zauważyć, że skóra już inaczej wygląda. 


Co jednak trzeba tu jeszcze dodać to cena. Niestety Balea przyzwyczaiła nas do niskich cen, więc tutaj możemy się zdziwić, gdyż ta baza kosztuje ok 7 euro o ile dobrze pamiętam. Aczkolwiek warto wydać te pieniążki. 


Jeśli macie możliwość kupna tej bazy to nie zastanawiajcie się. Warta jest wypróbowania. Z tej serii jest kilka kosmetyków, ja mam jeszcze jeden, ale w sumie jeszcze go nawet nie otworzyłam, muszę go wyciągnąć bo całkiem o nim zapomniałam. 

Słyszałyście o tej bazie i o tej serii Teint Perfektion? A może macie coś z tego w swoich zbiorach i czeka na użycie albo jesteście w trakcie użytkowania? Napiszcie koniecznie :)


Przypominam również o rozdaniu, zostały ostatnie 2 dni -> KLIK

czwartek, 22 stycznia 2015

Uwaga! Bubel! Avon, Planet Spa, odżywiająco - ochronna maseczka do twarzy z brazylijskimi jagodami Acai

Miałam okres, kiedy wpadłam w sidła sieci Avon. Co katalog to kilka kosmetyków. Choć długo się zapierałam, to jak nadarzyła się okazja - skorzystałam. W jednym takim zamówieniu skusiłam się na oto tego cudaka - dziwaka. Wchodziła nowa seria, więc wow, pomyślałam sobie że skorzystam z okazji i póki to nowość to zakupię. 

Avon, Planet Spa, odżywiająco - ochronna maseczka do twarzy z brazylijskimi jagodami Acai













Skład przepisany z opakowania, bo nie chciało się dobrze zdjęcie zrobić, ale to jest skład prawidłowy. Na początku, zanim przepisałam skład przeszukałam trochę net i na jakimś blogu znalazłam skład całkiem inny.

aqua, glycerin, carbomer, PEG-40 hydrogenated castor oil, PPG-26-BUTETH-26, 1,2-hexanediol, PEG-20 methyl glucose sesquistearate, caprylyl glycol, parfum, sodium hydroxide, disodium edta, portulaca oleracea extract, alcohol denat., linum usitatissimum (linseed) seed oil, phosphoric acid, euterpe oleracea palm heart extract, morus nigra fruit extract, camellia sinensis leaf extract, lagerstroemia indica extract, foeniculum vulgare (fennel) fruit extract, CI 17200, CI 42090, linalool <1025056-005>







Jak pisałam wyżej, maseczkę kupiłam od razu jak weszła do sprzedaży. Niestety z tej maseczki nie jestem zadowolona. Po nałożeniu maseczki odczuwałam delikatne pieczenie i buzia robiła się czerwona. U mnie nie koiła absolutnie, wręcz po niej musiałam się nagimnastykować aby doprowadzić skórę do ładu i składu. Była po prostu podrażniona. Na początku myślałam, że może jest to spowodowane przez kosmetyki, które używam przed nałożeniem maseczki. Okazało się jednak, że nie. Co bym nie użyła to efekt dalej jaki był taki był. Nie odczułam żadnego nawilżenia, w ogóle co tu dużo się rozpisywać - dziad straszny z tej maski i tyle!

Do tego zmyć to dziadostwo z buzi to trzeba się namęczyć porządnie. A ja takiej gimnastyki nie lubię. W ogóle wychodzi na to, że nie lubię kosmetyków żelowych :) wolę kremowe :)

Na plus - jedyny - można zaliczyć tu piękny zapach. Na prawdę piękny! Ale co z tego, jak i tak maseczka wypada po prostu gorzej niż słabo.







Któraś z Was również nadziała się na tego bubla? Czy może u Was się sprawdził?


Przypominam również o rozdaniu -> KLIK

środa, 21 stycznia 2015

Receptury Babuszki Agafii, krem - żel pod oczy Zatrzymanie Młodości do 35 lat

Ostatnio tej kolorówki dużo było na  blogu, więc dziś czas na pielęgnację :)


Receptury Babuszki Agafii, krem - żel pod oczy Zatrzymanie Młodości do 35 lat

















Zacznę może od ważnej rzeczy, jaką jest pojemność tego kremu, ponieważ wyciągając krem z opakowania byłam zdziwiona a nawet można rzec, że wstrząśnięta, gdyż myślałam że ktoś po prostu pomylił się wkładając krem do opakowania. Zazwyczaj kremy te mają niewielkie pojemności a tutaj UWAGA - 50ML! Dobrze widzicie. Ja co prawda nie mam wielkiego doświadczenia z kremami pod oczy, ale wcześniejszy, który miałam był jakoś 1/3 tego a tutaj po prostu szok i zdziwienie. Mój rosyjski jest oczywiście na poziomie mniej niż 0, więc jedynie porównałam znaczki z kartonika i opakowania i wyszło mi na to samo, więc ok. Niech już więc tak zostanie :)

Konsystencja - leciutka. Bardzo delikatna, ma w sobie coś z żelu, ale typowym żelem nie jest. Szybko się wchłania i nie zostawia żadnej tłustej warstwy.




Choć najpierw podeszłam do tego kremu trochę nieufnie, to jednak z czasem bardzo go polubiłam. Dlaczego? Po delikatnym wklepaniu kremu w skórę wokół oczu czuję, że skóra się odpręża - może głupio to brzmi, ale tak jest :) Usuwa napięcie z okolic oczu. Bardzo lubię wklepać go sobie nawet większą ilość po ciężkiej nocy. Gdy oczy są podpuchnięte radzi sobie z zejściem opuchlizny. Nie wiem jak radzi sobie ze zmarszczkami bo swoich nie mam (tej wersji się trzymam ;) ). Dobrze utrzymuje nawilżenie okolic oczu, a przy tym nie podrażnia oczu - moje na ten krem nie reagowały. Nadaje się pod makijaż.

A na koniec jeszcze opowiem Wam jedną ciekawostkę z tym kremem związanym. Za każdym razem gdy robię demakijaż oczu, a rzęsy mam wymalowane tuszem Benefitu It`s Real, pojawia mi się podrażnienie pod oczami i na powiekach - są zaczerwienione i szczypiące. Nie ważne jakiego płynu micelarnego bym użyła, dzieje się tak zawsze. Myślę, że winowajcą jest tusz Benefitu, który przy zmywaniu chyba się bryluje i to mi podrażnia skórę. Działo się tak za każdym razem, a dopiero ostatnio ogarnęłam temat winowajcy. No więc wracając do tematu - zawsze po tym incydencie nakładam grubszą warstwę tego kremu pod oczy, deliklatnie wklepuję. Kilka minut i po problemie :)




Także jak widzicie dla mnie ten krem jest super! Miałyście go? Napiszę Wam jeszcze że jego koszt to 11-15zł, w zależności od drogerii internetowej, więc myślę że za taką pojemność wart zapłacić taką i tak nie dużą cenę. Do tego krem jest straaaaaaasznie wydajny.Zainteresował Was?


Przypominam również o rozdaniu -> KLIK

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Eveline, BB korektor do twarzy 8w1 kryjąco - rozświetlający

Dziś napiszę Wam o korektorze pod oczy, który kupiłam w Biedronce - UWAGA - za 5zł! Tak, tak - udało mi się go trafić jak były wyprzedaże. Wcześniej na niego nie zwróciłam uwagi jak był w normalnej cenie, na stronie producenta widzę, że kosztuje 14,99 i pewnie w podobnej cenie był w Biedronce, albo może i ciut niższej. No więc za 5 zł to wzięłam go w ciemno, w ogóle firmę Eveline do tej pory średnio lubiłam, zwłaszcza dzięki odżywce do paznokci 8w1, która zrobiła mi wielkie kuku.


Eveline, BB korektor do twarzy 8w1 kryjąco - rozświetlający








Innowacyjny korektor 8 w 1 doskonale maskuje i pokrywa wszystkie niedoskonałości skóry wokół oczu. Odżywcza formuła bogata w kwas hialuronowy i roślinne komórki macierzyste - PhytoCellTecTM intensywnie wygładza, długotrwale nawilża oraz chroni naskórek przed wysuszeniem. Ujędrnia i napina delikatną skórę wokół oczu. Koryguje wszystkie rodzaje zmarszczek, drobne linie mimiczne oraz nierówności. Mineralne pigmenty rozświetlające skutecznie maskują oznaki zmęczenia, rozjaśniają cienie pod oczami, niwelując skutki stresu. Natychmiast po zastosowaniu skóra wokół oczu staje się aksamitnie gładka i promienna.
Zadania korektora:
1.      redukuje cienie
2.      pokrywa niedoskonałości
3.      nawilża 24h
4.      wygładza
5.      ujędrnia
6.      napina
7.      regeneruje
8.      odżywia

Ostatnio ten korektor stał się moim ulubionym. Na początku trochę odczekał na swoją kolej, ale teraz zużywam go namiętnie i na pewno jak zuźyję ten i kilka innych z szuflady ;) to wtedy bliżej przyjrzę się ofercie Eveline :) No więc tak: wygodny aplikator języczkowy, wyglądający identycznie jak w błyszczykach. Włosie na nim jest puchate i mięciutkie, bardzo przyjemna jest aplikacja. 


Ja mam odcień NUDE - nie jest on na pewno dla białych bladziochów, jest dosyć neutralny i ma żółty odcień, co mi bardzo pasuje. Konsystencja jest średnio lekka ale dosyć rzadka. Łatwo można go rozsmarować i wklepać. Chwilkę trzeba poczekać, aż się wchłonie.





Eveline ma w zwyczaju wypisywać co dany kosmetyk robi. Brakuje mi tylko w tym zestawieniu "tańczy i śpiewa", ale nie będę się czepiać, bo tutaj moim zdaniem nie ma do czego :) Co prawda nie mam wielkich sińców pod oczami, ale co nie co już do zakrycia jest. Kolor ładnie się wtapia w skórę. Nie podkreśla zmarszczek i nie wysusza. Ładnie rozświetla oko i kryje cienie pod oczami. Ja używam go również do zakrywania niedoskonałości - czytaj pryszczy, plam i zaczerwienień i radzi sobie bardzo dobrze. 

A teraz odniosę się do wypisanych przez producenta obietnic:

redukuje cienie - tak, redukuje, nie wiem jak by sobie poradził z tymi mocnymi, ale z moimi można powiedzieć średniaczkami radzi sobie bardzo dobrze.

pokrywa niedoskonałości - tak - pryszcze, zaczerwienia, niedoskonałości.

nawilża 24h - tyle aż korektora nie miałam, ale tyle ile noszę, a jest to cały dzień to nie wysusza, więc poziom nawilżenia trzyma.

wygładza - tak, w ogóle czasami mam wrażenie, że wygląd jest jak po fotoszopie :)

ujędrnia - no tu może bez przesady ;)

napina - no czy ja wiem...

regeneruje - no raczej nie

odżywia - taaaaa...


Generalnie uważam, że producent trochę popłynął z tymi obietnicami, bo raczej regeneracja czy odżywienie to zasługa kremu pod oczy. Korektor nie szkodzi :) A to najważniejsze :) Żadnego negatywnego wpływu nie zauważyłam, a używam go długo i uwierzcie mi, po 30-tce to już się częściej przyglądam swojej skórze w okolicach oczu :)

U mnie przypudrowany trzyma się ładnie cały dzień, choć pod koniec oczywiście nie wygląda już tak jak rano to jednak cały czas wygląd jest bardzo dobry.


No i na koniec, jak tradycja nakazuje pokażę Wam jak korektor wygląda na moim oku, tzn naokoło oka ;) Oczywiście zdjecia te nie są nic poprawiane. Jak zrobił aparat tak Wam pokazuję, więc nie podkręciłam żadnego koloru ani nic :)






I jak Wam się podoba? Mi efekt podoba się bardzo, dlatego praktycznie codziennie go używam :) Miałyście go może? A może macie inny ulubiony korektor pod oczy?


Przypominam również o rozdaniu -> KLIK

sobota, 17 stycznia 2015

L`oreal, Volume Million Lashes So Cuture

No nie poznaję sama siebie :) Nowy post, fiu, fiu :) Mimo, że siedzę z dziećmi praktycznie od początku tygodnia, przeszłam przez zarwane nocki przez gluty i kaszle - teraz w nocy już jest spoko, za to gluty i kaszle dalej szaleją w dzień to wiecie co? Jestem uśmiechnięta i pełna radości :) Nadal mi się wszystko chce :)

No dobra, dziś opowiem Wam o tuszu, który ostatnio jest moim ulubionym, a na początku byłam niezadowolona i żałowałam zakupu :)


L`oreal, Volume Million Lashes So Cuture





Ultraprecyzyjna szczoteczka Couture definiuje i otula tuszem każdą rzęsę. Bogata formuła o zniewalającym zapachu, zawiera płynny jedwab i czarne pigmenty aby nadać rzęsom intensywną objętość bez grudek. Rzęsy jak zwielokrotnione.


Szczoteczka Couture o wyjątkowo drobnych i miękkich włóknach, łączy w sobie delikatność i precyzję, aby dotrzeć do każdej rzęsy zapewniając równomierne rozdzielenie i elegancki efekt.
L'Oréal Paris opracował specjalną formułę, która pozwala pokryć rzęsy intensywnie czarną zasłoną. Wysokiej jakości materiał – formuła „płynnego jedwabiu” – delikatnie pokrywa każdą rzęsę, by nadać objętość i intensywność barwy, podkreślając oczy jedwabistą czernią. Twoje oczy zyskają elegancką oprawę i szykowny rys w najdrobniejszym szczególe dzięki innowacyjnej formule Volume Million Lashes So Couture o zniewalającym zapachu.





Tusz kupiłam oczywiście na promocji w Rossmannie. Normalna cena niska nie jest, więc jak już kupować to na promocji, albo w necie. Chociaż jak kto woli :) No więc na początku tusz mnie rozczarował. Jakiś rzadki, jakiś taki w ogóle nie malujący. Byłam zdziwiona bardzo, no metodą spychologii odłożyłam go na bok a zaczęłam używać inny tusz L`oreala. Po czasie wróciłam do niego i wtedy już wiedziałam czym tak na blogach faktycznie się zachwycają!

Wszyscy piszą, że tusz pachnie czekoladą - no fakt, nie jest to zapach taki typowy jak mają tusze. Można go podciągnąć pod tę czekoladę. Zapach jest słodki i przyjemny. Miła odmiana. Na rzęsach już na szczęście tego nie czuć. Czerń jest czarna :)

Jaki efekt daje na rzęsach? Wspaniały! Rzęsy są długie, rozdzielone i podkręcone. Nie są sklejone. Może nie są jakoś spektakularnie pogrubione, ale fajnie wyglądają. Mnie taki efekt bardzo zadowala. Pewnie jakby bardziej nad szczotkowaniem popracować, to efekt byłby jeszcze lepsze, ale że ze mnie leń to takie atrakcje zapewniam sobie tylko na jakieś imprezowe wyjścia :)

Co jest ważne, no i oczywiście nie wyobrażam sobie inaczej płacąc tyle za tusz do rzęs to doskonale trzyma się rzęs! Nie ma efektu pandy, nie ma grudek, nie ma osypywania. Żadna niemiła niespodzianka nie spotka nas w ciągu dnia. Oczywiście tusz nie jest wodoodporny, więc lepiej nie zabierajcie go na basen czy inne kąpielisko ;)


Żeby nie był gołosłowną, pokażę Wam jeszcze jak tusz wygląda na rzęsach :)














I jak Wam się podoba? Używałyście go czy macie zamiar go kupić?


Przypominam również o rozdaniu -> KLIK



piątek, 16 stycznia 2015

Info dot. rozdania :)

Przypominam o rozdaniu :) Zgłaszać można się tutaj   >>>>>KLIK<<<<<










Dopisałam również w poście zgłoszeniowym, że w paczce znajdują się kosmetyki i z Niemiec, i z Rosji i z Polski :)

Paczka jest już naprawdę pokaźnych rozmiarów, więc zapraszam, nie zastanawiajcie się i zgłaszajcie :)

czwartek, 15 stycznia 2015

Moje najczęściej używane kosmetyki w makijażu codziennym :)

No tak, stało się :) Dziś chcę Wam pokazać jakie kosmetyku używam w makijażu codziennym, można rzec, że plus minus, bo oczywiście czasami jest coś jeszcze a czasami nie korzystam ze wszystkiego. Jednak jak zajrzałam do szuflady mojej toaletki to te kosmetyki wybrałam jako te najczęściej przeze mnie używane. Gotowe?





Zestaw jak widać trochę pokaźny, choć zależy oczywiście jak na to spojrzeć :) dla jednych będzie to dużo, a dla innych kropla w morzu ;) Oczywiście mogłabym to uprościć o połowę, ale po co? ;)





Lovely, Nude Make Up Kit  - już o niej pisałam, więc klikając w nazwę przeniesiecie się do recenzji. Całkiem o niej zapomniałam, zdziwiłam się bardzo jak ją znalazłam przy przeprowadzce :) nie wszystkie kolory są idealne, ale do zaznaczania zewnętrznego kącika i robienia tzw "banana" kolor 4 od lewej spisuje się u mnie super.


L`oreal Volume Milion Lashes So Cuture - na początku byłam zawiedziona. Swoje przeleżała, ale w końcu doczekała się swojego używania.


Korektor pod oczy Eveline bio Hialuron 8w1 - kupiony w Biedronce, uzywam codziennie. Fajnie kryje, dobrze wygląda.


Essence, Big Bright Eyes - nadaje się na linię wodną doskonale.


Max Factor, Face Finity - podkład do twarzy - kupiony oczywiście na promocji w Rossmannie :) Kiedyś już go miałam i byłam średnio zadowolona, natomiast teraz jestem. Jest średniokryjący a przy tym lekki. Ładnie wygląda na buzi.


Kobo, kredka do brwi - średnio miękka, ładnie maluje kreskę oraz dobrze wypełnia.






Avon, baza pod cienie - zadziwiające, ale działa :) Ładnie trzyma cienie na swoim miejscu :)


Sensique, cień do powiek - mój cień bazowy. Idealnie jasny, lekko perłowy. Bardzo go lubię.


Pierre Rene, Perfect Liner Super Stay - obawiałam się użycia eyelinera z pędzelkiem, wydawał mi się to jakiś wyższy stopień trudności, do tej pory jeśli już używałam to w pisaku. Nie było się czego obawiać, jest super.


Pierre Rene, puder ryżowy - no cóż tu rzec. Zdetronizował mojego ulubieńca Essence - puder w kamieniu. Świetnie utrwala makijaż i przedłuża jego żywotność.


Catrice, Made to stay - świetna kredka rozjaśniająca wewnętrzny kącik oka.






W7, Honolulu  - kliknij na nazwę to przeniesiesz się do recenzji. Bronzer na wykończeniu, a ja nie mogę się zdecydować jaki inny kupić. Bardzo go lubię :) Można nim uzyskać ładny brąz. Ostatnio jakoś rzadko go używam.


W7, Africa  - niby bronzer a jednak róż. Najczęściej go używam, recenzja również była. Róży mam kilka, ale jednak to on najczęściej jest w użyciu.






Essence, Hello Autumn - puder z limitowanki. Fajnie rozświetla, używam go niewiele więc pewnie będę go mieć i mieć i mieć. Choć przydałby mi się jakiś typowy rozświetlacz, więc muszę się za takowym rozejrzeć.


I to już wszystko. Z tego całego robimy czary mary, hokus pokus i ciach! Wychodzi oto poniższa magia (weźcie pod uwagę, że zdjęcia nie są retuszowane :) ):








W zestawieniu nie pokazałam nic do ust, bo jakoś najczęściej używam masełka Nivea lub cokolwiek wpadnie mi w ręce. W tej kwestii nie mam żadnego ulubieńca, jeszcze na idealną pomadkę czy błyszczyk nie trafiłam.


Na pewno znacie kosmetyki z mojego zestawienia :) Jak się u Was spisują? jest wśród nich jakiś Wasz ulubieniec?