poniedziałek, 24 listopada 2014

Moje dotychczasowe myjadła do twarzy: Alterra, Granat Bio oraz La Roche-Posay, Effeclar

Żele do twarzy ważna rzecz. Na pewno są osoby, które w ogóle ich nie używają, dla mnie to jednak sprawa niewyobrażalna - ja muszę żel do twarzy mieć i rano i wieczorem. Bez tego czuję, że moja twarz jest jakaś brudna, więc te pozycje w mojej kosmetyczce obowiązkowo muszą być.

Pozwólcie, że Wam przedstawię dzisiejszych bohaterów:





Alterra, Emulsja oczyszczająca - GRANTAT BIO








Miękka tubka stojąca "na głowie" zamykana na zatrzask. Wszystko działa tak, jak powinno. Mogłabym się przyczepić do pojemności, bo ta jest naprawdę mała. Tylko 125ml to jednak troszkę słabo... Niby w przeliczeniu na cenę, którą się płaci - bez promocji ok 8zł to nie jest źle, ale mimo wszystko. No i zależy jak kto ją używa - ja stosowałam ją tylko rano, więc wydajność jest zadowalająca, ale jeśli ktoś myje nią buzię zarówno rano i wieczorem no to już może być zaskoczony jak szybko tubka okaże się pusta.




Emulsja jest kremowa, pachnie granatem ale ten zapach dla mnie jest jakiś... no taki gorzki. Nie będę się jednak tego czepiać bo w gruncie rzeczy mi nie przeszkadza. Wybrałam go do porannego oczyszczania buzi. Dlaczego? A no dlatego, że jest bardzo delikatny i mi wystarczy po nocy użyć jego do porannego oczyszczania twarzy. Mam cerę tłustą, więc na wieczór, po zmyciu makijażu potrzebuję czegoś mocniejszego, natomiast na ranne mycie nadaje się idealnie. Jest delikatny, przyjemny w użytkowaniu. Nie wysusza skóry ani nie podrażnia. Buzia jest odświeżona i dobrze przygotowana na użycie dalszych kosmetyków. Ogólnie rzekłabym, że dupy nie urywa bo do wieczornego oczyszczania moim zdaniem się nie nada, jest za słaby - chyba, że użytkowniczki cery bardzo suchej są zadowolone, jednak przy tłustej nada się do porannego oczyszczania, kiedy chcemy umyć buzię czymś delikatnym. 




Czy kupię go ponownie? Raczej nie... No, chyba że skończy mi się arsenał moich porannych myjadeł, ale przy obecnej ilości kosmetyków na rynku myślę że nieprędko się zdarzy mi powrót do niego.



La Roche-Posay, Effaclar, oczyszczający żel do skóry tłustej i wrażliwej








Sprawy techniczne jak u poprzednika - miękka tubka stojąca "na głowie" zamykana na zatrzask. Co jednak go różni to żelowa konsystencja i delikatny zapach, całkiem przyjemny dla nosa. Pojemność niestety również mała i tu cena jest większa, ale przy tym produkcie śmiało mogę tę wyższą cenę zapłacić bo jego działanie jest tego warte.




Dobrze zmywa resztki makijażu, buzia po nim jest naprawdę dobrze oczyszczona, ale co za tym idzie niestety może się przesuszyć, jeśli nie dobierzemy do niego dobrze reszty kosmetyków. Nie są to oczywiście takie przesuszenia, że zaraz schodzi nam skóra z połowy twarzy, jest po prostu sucha i ściągnięta. Nie wiem jak inaczej może się taka sytuacja zakończyć bo nie dopuszczam nigdy aby tak się stało. W połączeniu z innymi kosmetykami do cery tłustej sprawował się bardzo dobrze. Ciężko mi ocenić, czy to akurat on eliminował zanieczyszczenia oraz nadmiar sebum - wiem jednak, że na pewno się do tego przyczynił z innymi kosmetykami.





Warto się w niego zaopatrzyć. Mam co prawda tego co zużywać jeszcze, ale na pewno do niego powrócę. Niech no tylko będzie jakaś następna promocja na niego a wtedy będzie mój :)


Tak się złożyło w czasie, że akurat obydwa mi się teraz skończyły. Mam teraz następny duet - tym razem firmy Balea, zobaczymy jak się spisze.


A czy Wy miałyście któryś z nich? Byłyście zadowolone? Czy jednak nie?

poniedziałek, 17 listopada 2014

Balea, nawilżający szampon mango z aloesem

Dziś będzie o szamponie, który mnie oczarował... Serio, zahipnotyzował i w ogóle, ach - zakochałam się :)


Balea, nawilżający szampon mango z aloesem








Opis zapożyczony z www.niemieckachemia.pl  

Specjalna formuła z ekstraktu mango i aloesu zapewnia włosom i skórze głowy odpowiednią wilgotność. Zawiera kompleks witamin B3 i prowitaminy B5. Szczególnie łagodna formuła bez silikonów. Testowany dermatologicznie.











Szampon ten mój mąż kupił mi przy okazji wizyty na Oktoberfest we wrześniu. Miał dokupić jeszcze odżywkę z tej serii, ale to mu się akurat zapomniało. I teraz jestem na niego zła :) Dlaczego? Ten szampon pachnie tak bosko, a właściwie to nawet PRZE-BOSKO! Że chciałoby się cały czas go wąchać! No bez picu, nie dosyć, że pięknie pachnie przy myciu, to w dodatku zapach się jeszcze utrzymuje jakiś czas. I podczas kąpieli łazienka nim pachnie... No ja po prostu podczas jego używania byłam wniebowzięta! Nie czuć w nim żadnej chemii, no jakbym sobie po prostu soczyste mango rozsmarowała na włosach :) A ze spraw bardziej przyziemnych, to już podczas mycia czuć, że włosy są mięciutkie i gładkie. Zdarzyło mi się nie użyć odżywki i z włosami było wszystko dobrze. Włosy nie były poplątane, wszelkie oleje i inne środki do stylizacji włosów były ładnie zmyte. Do tego włosy były miękkie, ładnie się układały, nie przetłuszczały włosów szybciej ani nie spowodowały żadnego swędzenia czy łupieżu.

Uffff, się nachwaliłam :) Ale cóż zrobić jak to prawda?







Ten szampon na 100000000000% zagości jeszcze u mnie w łazience! Przy okazji na pewno będę o nim pamiętać, a w dodatku obowiązkowo kupię odżywkę i właściwie to jeszcze zrobię zapas :)

Miałyście tę przyjemność używania tego szamponu? A może i również odżywki?

piątek, 14 listopada 2014

My secret, 3 in 1 tusz do rzęs pogrubiająco - wydłużający

Dziś piątek, piąteczek, piątunio :) stety - niestety nie czeka na mnie żaden rozrywkowy weekend (za to następny tak ;)), ale czy Wy dziś też czujecie się kiepsko? Głowa boli mnie strasznie, w ogóle czuję się po prostu jak z du****, ups, z pupy wyjęta... A może lepiej będzie jak napiszę że czuję się jakby przejechał mnie walec? Moje dzieci niestety nie chciały zlitować się nad matką i nie zrobiły mi masażu pleców... Ani głowy... Ale za to do łobuzowania były chętne aż nadto... Na szczęście o godzinie 18:30 w domu już będzie cisza, bo dzieciaki będą spać :) 

No dobra, ale nie o tym dziś chciałam pisać :)

My secret, 3 in 1 tusz do rzęs pogrubiająco - wydłużający












Na stronie producenta możemy dodatkowo wyczytać:

Wystarczy jedna warstwa.Idealny dla wrażliwych oczu - bez trudu zmyjesz go wodą! NOWA SILIKONOWA SZCZOTECZKA!

cena 11,99

Skład

AQUA, CI 77499, STEARIC ACID, ETHYLENE/VA COPOLYMER, PARAFFIN, SYNTHETIC BEESWAX, CETYL ALCOHOL, PROPYLENE GLYCOL, TRIETHANOLAMINE, PVP, PHENOXYETHANOL, POLYETHYLENE, HYDROXYETHYLCELLULOSE, ACACIA SENEGAL GUM, DIMETHICONE, SIMMONDSIA CHINENSIS OIL, ORYZA SATIVA BRAN OIL, SODIUM DEHYDROACETATE, POTASSIUM SORBATE, BUTYLPARABEN, SODIUM HYDROXIDE, METHYLPARABEN, TETRASODIUM EDTA, HYDROLYZED WHEAT GLUTEN, GLYCYRRHIZA GLABRA EXTRACT, ETHYLPARABEN, MALTODEXTRIN, ISOBUTYLPARABEN, PROPYLPARABEN, TOCOPHEROL, LECITIN, ASCORBYL PALMITATE, GLYCERYL STEARATE, GLYCERYL






Moje zdjęcie szczoteczki już chyba tradycyjnie niezbyt udane, więc wkleję Wam zdjęcie ze strony producenta:


źródło: www. mysecret.com.pl




Nie wiem, czy jeszcze jest ktoś, kto tego tuszu nie zna. Swego czasu przez wiele blogów popłynęły ochy o achy w jego kierunku, więc skuszona tymi zachwytami postanowiłam go również wypróbować. Cena niewielka, więc teoretycznie można spodziewać się wszystkiego, ale nie ma co się nastawiać na cuda. No i cóż, cuda się jednak zdarzają :) Tani nie znaczy wcale kiepski. Miałam nadzieję, że ten tusz u mnie się sprawdzi i wcale się nie zawiodłam. Bardzo dobrze operuje się szczoteczką. Jest ona długa więc pokrywa rzęsy praktycznie od początku do końca. Nie trzeba się namachać aby otrzymać dobry efekt - rzęsy są wydłużone, pogrubione oraz uniesione. Do tego wszystkiego nie osypuje się ani nie odbija. Ładnie trzyma się od rana do wieczora. Na serio, bardzo dobrze zainwestowane 12zł!

A teraz jak wygląda na rzęsach :) Tradycyjnie 1 fotka rzęsy golaski, 2 fotka - 1 warstwa, i 3 fotka 2 warstwy, choć te dwie warstwy to takie słabe bo generalnie mi już wystarcza jedna warstwa i z drugą już nie szaleję. I oczywiście zdjęcia te nie są poddane żadnej obróbce :)

















I widok z boku:

















I jak Wam się podoba?

Ps. Słyszałyście, że Drogeria Natura również robi promocję na kosmetyki kolorowe? Tylko że u nich -40% od 20.11 do 26.11. Szkoda, że wyłączone są z niej Kobo, Catrice, Essence, My Secret oraz Sensique, ale i tak się cieszę, bo może uda mi się trafić na podkład Pierre Rene Skin Balance :) A Wy coś zamierzacie kupić czy tak Was pochłonęła promocja w Rossmannie? :)


czwartek, 13 listopada 2014

Pharmaceris T, krem z 5% kwasem migdałowym na noc, I stopień złuszczania

Ojej, ale przerwa była :) Na usprawiedliwienie mam jedynie to, że już 2 tydzień siedzę w dwójką przeziębionych dzieci w domu. Mam nadzieję, że już w poniedziałek pójdą do przedszkola bo jest im już lepiej, ale niech się wykurują do końca. Ja oczywiście padam i ze zmęczenia i z wyczerpania psychicznego, ale wszystko odchodzi w niepamięć jak te dwa małe majtki przytulają się do mnie i dają buziaki :) Szkoda tylko, że za chwilę łobuzują, ale cóż począć :) 

O kim dziś poczytacie?

Pharmaceris T, krem z 5% kwasem migdałowym na noc, I stopień złuszczania





Na stronie producenta dowiemy się tego samego, co na opakowaniu:











Powiem Wam, że oczywiście byłam cała zestrachana przed użyciem tego kremu. To były moje pierwsze kwasy i najbardziej się bałam, że zaraz zejdzie mi z twarzy cała skóra i będę wyglądała gorzej niż potwór z Loch Ness ;) Do tego będzie ból, szczypanie i w ogóle horror :) No, teraz to mi się wydaje śmieszne, ale dla mnie, kompletnego laika w kwasach wyobraźnia podsuwała co gorsze obrazki :)





Przed opisem działania jeszcze Wam napiszę jaką mam cerę. Jako pełnoprawna 30-latka ;) mam oczywiście cerę tłustą, choć chyba z przyzwyczajenia uważałam zawsze, że mam mieszaną to jednak ostatnio (tak, tak - wiem, że szybko ;) ), doszłam do wniosku, że jednak mam cerę tłustą. Lepiej późno niż wcale :) No więc rozszerzone pory to generalnie pikuś. Pryszcze, wypryski, zaskórniki, gule podskórne... To wszystko znajduje się na mojej twarzy, z przewagą brody, policzków i linii żuchwy. Oczywiście są okresy lepsze i gorsze, ale z przewagą tych gorszych ;) 





Najważniejsze - działanie. O tak, działał :) Oczywiście na początku wyskoczyło mi wszystkiego więcej niż zazwyczaj, ale zacisnęłam zęby i próbowałam nie patrzeć w lustro. W ogóle patrzenie w lustro z bliskiej odległości powinno być zakazane bo zawsze widać wtedy więcej dziadów niż z daleka! Buzia zrobiła się gładsza, co prawda porów nie zmniejszył, może wyglądają ciut lepiej, ale nadal są. Zmniejszeniem porów jednak się nie przejmuję, bo nie na tym mi zależało. Najbardziej byłam nastawiona na wyeliminowanie wszelkich pryszczy i tym podobnych gadów z mojej twarzy. To chyba logiczne :) I szczerze napiszę - kto jeszcze nie próbował tego kremu to niech nie zwleka :) W dużym stopniu pryszcze zostały ograniczone. Co wyskoczyło to zdecydowanie szybciej się wysuszało i znikało. Ja jestem niestety z tych, co to czasami nie przepuszczą pryszczowi i choćbym nie wiem czym się zajmowała to w końcu i tak wieczorem po dokładnym umyciu buzi go wycisnę... Więc - do czego zmierzam - jak już zdarzyło mi się pryszcza wycisnąć to był on taki, no bardziej skoncentrowany. Ta ropka nie była taka lejąca się, ale był to już stan taki podsuszony. Kumacie o co mi chodzi? Nie wysuszył mi buzi - raz się zdarzyło, że nagle buzia były troszkę wysuszona, ale maseczki nawilżające szybko dały radę. No i to, czego się obawiałam - czyli schodzenie skóry płatami :) nic takiego nie występuje :) Także nie ma się czego obawiać, nie widać żadnego łuszczenia się. W dzień mogłam normalnie nakładać makijaż. 

Krem stosowałam co noc przez 2 miesiące - po tym okresie się skończył. Pachnie bardzo delikatnie, ale ładnie. Konsystencja bardzo lekka, taki kremo-żel. Szybko się wchłania.








Choć moje pryszcze nie zostały wyeliminowane w 100% to jednak jestem z tego kremu zadowolona. Jest delikatny, nie podrażnił mi buzi, nie wysuszył a dobrze zadziałał. Jak na pierwsze zetknięcie z kwasami to jest ono udane, jednak uważam, że jednak dla mnie jest za delikatny. Jak mi się skończył, to myślałam, że kupię Pharmaceris 10%, ale cammie doradziła mi spróbować Acne-derm :) Już kilka dni używam i jestem zadowolona, także o nim napiszę w swoim czasie :)

A tymczasem, borem, lasem... Jak to się mówiło ;) Używałyście go? A może macie zamiar? Czy chcecie ale się cykacie? A może macie inny kwas, który bardzo lubicie? Napiszcie koniecznie w komentarzu!

środa, 5 listopada 2014

Jak wykorzystać niechciane odżywki lub maski do włosów :) Balea do włosów farbowanych, Ruska Bania - rewitalizująca maseczka do włosów jajeczno - śmietanowa

Każda z nas pewnie trafiła na odżywkę bądź maskę, która kompletnie się u niej nie sprawdziła. Nie robiła tego, co ma robić, a w dodatku może i robiła gorsze rzeczy? W to nie wnikam. Ale co zazwyczaj robimy z kosmetykami, które się u nas nie sprawdzają? Oddajemy je komuś innemu. I to jest ok, ale równie dobrze, można te odżywki wykorzystać. Jak? Jeśli jeszcze się nie domyślacie, to czytajcie dalej :)




Moje ostatnie nieudane odżywki i maseczki to Balea do włosów farbowanych oraz Ruska Bania - rewitalizująca maseczka jajeczno - śmietanowa. O tej pierwszej pisałam tu -> KLIK natomiast o tej drugiej nic nie pisałam i na pewno nie doczeka się osobnej recenzji, więc podsumuję ją jednym słowem: BEZNADZIEJA! Nie kupujcie! Robi to samo, co inna maseczka z tej serii, pisałam o niej tu-> KLIK  czyli jedno wielkie nic! Dlatego też, zużyłam ją do czego innego :) No dobra, ale do czego by tu zużyć jakie nieudane wyrzutki włosowe? Są one doskonałym zamiennikiem żelu do golenia :)








O używaniu oliwki do golenia nóg pisałam już tutaj -> KLIK ale jeśli nie macie pod ręką ani żelu do golenia, ani oliwki to z doskonałym powodzeniem możecie użyć do tego odżywki do włosów. Po nasmarowaniu nóg odżywką maszynka do golenia sunie po nogach gładko i szybko. Jest dobry poślizg, maszynka goli dokładnie. W dodatku nie nabawimy się żadnych podrażnień ani krostek (przynajmniej ja). Co prawda odżywka już nie powoduje tak jak oliwka, że mogę nogi golić rzadziej, ale odrastające włoski są miękkie i nie kłują.

Naprawdę uważam, ze to doskonały sposób na zużycie niechcianego kosmetyku. Próbowałyście może tego sposobu? A może próbowałyście golić nogi na oliwkę? Dajcie znać w komentarzu :)

poniedziałek, 3 listopada 2014

Październikowe nowości :)

Nowy miesiąc więc czas podsumować październikowe zakupy. Starałam się jak mogłam, aby jak najbardziej je ograniczyć. Myślę, że wyszło mi nie najgorzej. Oczywiście w porównaniu do zeszłego miesiąc, można je zobaczyć tu -> KLIK






Weszła nowa limitka Essence, więc zaopatrzyłam się w puder mozaikę oraz cienie do brwi. Puder to rozświetlacz, daje ładny efekt. Cienie do brwi również są fajne, ale już się odzwyczaiłam używania cieni, teraz tylko kredki i ciężko mi się przestawić. Kredki do oczu szare - każda w innym odcieniu, obydwie bardzo fajne oraz tusz Essence - również nowość Lash Princess, pisałam o nim tu -> KLIK



Kończył mi się dokładnie ten sam jedwab, jako że się sprawdził to chwyciłam następny :)






Dzięki uprzejmości mojej koleżanki Kasi mam kilka kosmetyków, co prawda one kupione były jeszcze jakoś w sierpniu chyba, ale nie było mi po drodze aby je odebrać. W końcu mam, ale jeszcze nie próbowałam.






Zakupy w Hebe :) Lubię ten pędzel, druga sztuka również mi się przyda. Gumki Invisibobble wzięłam bez przekonania, na próbę i normalnie jak wiążę włosy to tylko nimi! Puder Essence musiałam wziąć bo moja sztuka spadła mi na ziemię i się co nie co wykruszyła, do noszenia w torebce się nie nadaje więc musiałam mieć kolejną sztukę. Topy dwa, ten jasny śnieżynkowy dupy nie urywa... Rozczarowałam się, drugi fajny. Cienie Essence są boskie :)






Moje odkrycie odżywkowe - Garnier Fructis Oleo Repair, włosy są po nim cuuuuudowne! A w dodatku zapach się dłuuuuugo utrzymuje :) Zestawu pędzli za 5zł żal było nie wziąć :)






Po nieudanym toniku babuszki Agafii wracam do wcierki Jantar :) Z szamponem Joanny dopiero się zapoznaje. Micel Bourjois kiedyś miałam,  a że musiałam coś kupić więc kupiłam. Maseczki - mały zapas.






Spadki - tusz BeBeauty - miała któraś z Was? Jeszcze nie próbowałam. Krem pod oczy Rival de Loop czeka na swoją kolej :)






No i ostatni - suchy szampon z Biedronki.


No i jak widzicie w tym miesiącu nie jest źle, mało pielęgnacji, zdecydowanie więcej kolorówki :) Miałyście coś z moich zakupów? Coś się u Was sprawdziło czy okazało się bublem? Napiszcie koniecznie :)